Pochodzę z „dobrej rodziny”

Mnie to nie dotyczy… ja pochodzę z dobrej rodziny, nie z patologicznej, U nas nie było libacji alkoholowych ani nie nadużywano żadnych innych środków psychoaktywnych. Byliśmy szanowaną i kochającą się rodziną. Moja mama nie pracowała zawodowo. Zajmowała się domem, mną i moim rodzeństwem. Codziennie przychodząc, ze szkoły czekał na nas ciepły obiad. Co niedzielę dom przenikał zapach pysznego ciasta mamy. Miałam dobre dzieciństwo…
Tata był szanowanym człowiekiem, wzbudzał respekt, pracował od rana do wieczora by utrzymać naszą rodzinę. Niczego w dzieciństwie mi nie brakowało, ale…pomimo tego obecnie odczuwam pustkę i brak…jak to jest możliwe?

Kiedyś mówiłam, czego potrzebuję

W dzieciństwie nie było mi wolno wyrażać wprost swojego zdania. Każda próba postawienia na swoim kończyła się kłótnią i konsekwencjami w postaci kary dla mnie.
W domu o wszystkim decydował tata. To on mówił co nam wolno, a co jest surowo zabronione. Nie było przestrzeni na komunikowanie swoich potrzeb ani na dyskusje. Odmienne postawy i opinie od tych głoszonych przez tatę nie były akceptowane. Nikt nie polemizował z tatą – nawet mama, choć po cichu nie zawsze się z nim zgadzała. Obecnie odczuwam przymus podporządkowania się i pozyskiwania w każdym obszarze mojego życia aprobaty otoczenia. Trudno jest mi decydować o samej sobie, gdy wychowałam się w domu, w którym próba decydowania o sobie przynosiła przykre konsekwencje. Kiedyś mówiłam czego potrzebuję, ale już zapomniałam jak to jest…

Niewidzialna jednostka

Tak naprawdę zawsze brakowało mi uwagi taty. Zapracowany, niedostępny – bo zmęczony po całym dniu pracy , nieobecny emocjonalnie. Biernie podchodził do moich zachowań, tego czego tak naprawdę pragnę
i co myślę. Nie wiedział, co mnie w życiu pasjonuje i krytykował każdą moją próbę znalezienia swojego miejsca w świecie. Zwracał na nie uwagę głównie, gdy coś przeskrobałam. Ewentualne sukcesy sprowadzane były do komentarzy typu „Wiem, że mogłaś lepiej…”.

U nas wszystko jest w jak najlepszym porządku

U nas wszystko na pozór było super…, że na pozór to wiem dopiero teraz. Nigdy nie mówiło się o problemach. Wszystko, co niesprzyjające zamiatane było pod dywan, jakby w ogóle nie istniało. Czułam, że coś jest nie tak, że dzieje się coś niedobrego, ale komunikowano mi, że wszystko jest ok. Skoro czuję, że coś jest nie tak, ale mówi mi się, że wszystko jest ok, to czy to co czuję jest prawdą, czy jednak fikcją? Jak tu polegać na swoim czuciu i właściwym odbiorze świata!
[…]

“Kiedy nie jesteśmy już w stanie zmienić sytuacji, jesteśmy zmuszeni do zmiany siebie”
Viktor Frankl

Wcale nie trzeba pochodzić z rodziny powszechnie uznawanej za patologiczną, czyli taką w której jest choroba alkoholowa, narkotyki i wszelkiego rodzaju przemoc, by doświadczać rzutujących na całe życie dysfunkcji. J. Bradshaw w podręczniku „Zrozumieć rodzinę”, wskazuje na cechy rodziny dysfunkcyjnej, oto kilka z nich:

  • „Ich członkowie nie mogą zaspokoić swoich indywidualnych potrzeb.
  • System komunikacji polega na otwartym konflikcie, albo na zgodzie na to, żeby nie było niezgody. Rzadko dochodzi tam do prawdziwego kontaktu.
  • Indywidualne różnice są poświęcane dla potrzeb systemu. Jednostka istnieje dla rodziny. Taka rodzinę trudno jest opuścić.
  • Zasady są sztywne i nie zmieniają się. Takimi zasadami są na ogół kontrola, perfekcjonizm i oskarżanie.
  • Jawne tajemnice są częścią kłamstw, które trzymają rodzinę w zamrożonym stanie. Tajemnice te każdy zna i udaje, że o niczym nie wie.
  • Zaprzeczanie konfliktom i frustracji tworzy sytuację, w której każdy chce osiągnąć swoje cele siłą woli. Daje to iluzję radzenia sobie z problemem.
  • Ich członkowie odrzucają granice własnej osoby dla podtrzymania systemu rodziny. Jest to równoznaczne z odrzuceniem własnej tożsamości.”
  • „Brak w nich intymności.
  • Mają utrwalone, zamrożone, sztywne role.”

Czy dostrzegasz wśród wyżej wymienionych cech, takie, które dotyczą Twojej rodziny?

Charles L. Whitfield uznawany na całym świecie ekspert w dziedzinie chorób psychicznych, problemów behawioralnych, lekarz i psychoterapeuta, w jednej ze swoich publikacji wskazał, że „większość rodzin na świecie jest dysfunkcyjnych, w tym sensie, że nie zaspakajają one i nie wspierają zdrowych potrzeb dzieci„. Pisze, że „od 80 do 95 procent ludzi nie otrzymało miłości, wsparcia i opieki potrzebnych do tego, aby móc konsekwentnie nawiązywać zdrowe relacji, czuć się dobrze z samym sobą i tym, co robią w życiu.”

Wiele z nas pochodzi z takich właśnie rodzin – na pozór wszystko jest w najlepszym porządku, natomiast przyglądając się uważnej…możemy dostrzec, że jednak nie wszystko było w najlepszym porządku. Nie chodzi o usprawiedliwienie działań rodziców, natomiast oni często nieświadomie i co do zasady w dobrej wierze, bo – zwyczajnie nie potrafili inaczej, nie wiedzieli, że można inaczej – przyczyniali się do kształtowania dysfunkcji. Doprowadzili do wykształcenia się w nas zachowań zwanych mechanizmami przystosowawczymi, które wykorzystujemy w dorosłym życiu choć już zupełnie nam nie służą, np. uciekanie w fikcję, by rzeczywistość nie była tak trudna, wchodzenie w rolę ratownika itp.

Nie każda rodzina dysfunkcyjna jest rodziną patologiczną, natomiast funkcjonowanie w dysfunkcyjnym systemie rodzinnym wpływa na każdego jej członka, w mniejszym czy większym stopniu.

Pamiętaj, że nie możesz przeżyć swojego dzieciństwa od nowa, ale możesz stawić się do pracy nad sobą, aby pozbyć się niewspierających mechanizmów wykształconych przez lata i przerwać łańcuch przenoszonych
z pokolenia na pokolenie dysfunkcji rodzinnych.